fot.: Andrzej Meller: protestujący pod Ambasadą USA w Warszawie. 04.06.2020 za: Fanpage Krystyna Janda |
Kiedy patrzysz na to zdjęcie widzisz być może straszną śmieć George'a Floyda. Kiedy patrzysz na to zdjęcie, być może dociera do Ciebie skala przemocy wobec osób czarnoskórych (czy tylko?) w USA (czy tylko?). Kiedy patrzysz na to zdjęcie, być może czujesz bestialstwo systemu, pozwalającego zabijać ludzi w biały dzień, w imieniu prawa tylko dlatego, że... no właśnie. Dlaczego? Bo zamordowany był czarnoskóry? Bo ktoś stwierdził, że jego obecność w tym miejscu i tym czasie jest podejrzana? Bo policjant dał sobie prawo do tego, by łamać pana Floyda psychicznie i żądać zmiany zachowania? Czujesz to bestialstwo?
Być może tego nie czujesz. Zapewne, jak wielu ludzi wiesz o tym, że George Floyd był wielokrotnie notowany i skazany za łamanie prawa. Możliwe, że to usprawiedliwia w Twoim przekonaniu gorliwość policjantów. Też tak może być.
Istnieje też prawdopodobieństwo, że śmierć pana Floyda i sposób w jaką ją zadano, tak czy owak zrobiła na tobie wrażenie. Ale nie możesz zrozumieć, ani zaakceptować, że została wykorzystana do tego, by łamać prawo a nawet... ranić i robić krzywdę innym czarnoskórym obywatelom USA. Niemało ich wśród policjantów, czy wojska. Albo właścicieli niszczonych sklepów i knajp.
|
Popatrz na to zdjęcie. Ty widzisz George'a Floyda.
A ja widzę Ewę, lat 12. Marka, lat 14. Tomka, lat 19. Michała, lat 5. Ankę, lat 8.
Mam wymieniać dalej?
Ja widzę setki autystycznych i niepełnosprawnych osób w Polsce.
Ewa pierwszy raz została położona twarzą do ziemi w wieku 8 lat, po tym jak rzuciła piórnikiem w nauczyciela. Kiedy ten zbliżył się do niej, kopała i pluła. Odtąd regularnie spędzała czas buzią do szkolnej posadzki, z wykręconymi rękami, dociśnięta kolanem. Aż się uspokoi. W wieku 12 lat Ewa nie biła, nie kopała i nie pluła. Cichutko, kiedy nikt nie widział cięła się po podudziach.
Marek "na glebie" jak to mawiali jego nauczyciele lądował regularnie, odkąd trafił do szkoły specjalnej dla uczniów z autyzmem. Kilkadziesiąt razy w tygodniu. Marek był uznany za skrajnie niebezpiecznego. Bił i kopał. Ale najgorsze było gryzienie. Jeżeli Markowi udało już się ugryźć - wgryzał się do mięsa i puszczał dopiero, gdy w ustach poczuł krew. Gryzł zwykle w szyję, barki i przedramiona, bo tam było najłatwiej dostać się szybkim i nieobliczalnym rzutem. Nauczyciele z placówki specjalnej zostali przeszkoleni, jak "pacyfikować" Marka. Na początku robiły to dwie osoby. Z czasem wystarczyła jedna. Marek prosił: "Puść pan, puść pani. On już będzie grzeczny. Puść to boli".
Tomek szybko się nauczył, że jeżeli mają nie wykręcać mu rąk, należy grzecznie wykonywać polecenia. Wykręcanie rąk stosowano gdy nie chciał jeść zupy, której nie lubił. Gdy odmawiał wykonania zadania, dla niego zbyt trudnego. Gdy śmiał się bez umiaru i w opinii specjalistów - bez sensu. Kiedy miał 11 lat zauważył, że ulgę przynosi mu tłuczenie szyb. Swoim ciałem. Krew spływająca po kończynach, kolejne interwencje pogotowia. Przestali wykręcać mu ręce. Zamienili jego mózg w papkę nieprawdopodobną ilością substancji chemicznych zwanych lekami. W jego wypadku nic nie leczyły. Zmieniły go w śliniącą się, mamroczącą pod nosem istotę, która nie potrafiła trafić łyżką do ust.
Michała rodzice dostali zalecenia, kiedy miał 3 latka. Za każdym razem, gdy chłopiec manifestował niezadowolenie, płakał i krzyczał - był układany buzią do podłogi. Jego ręce krzyżowano na plecach a biodra "delikatnie" (tak - podkreślono to w zaleceniach, by robić to delikatnie) dociskano kolanem. Na ten proceder specjaliści w poradni mieli nazwę. Z obca brzmiącą. Sugerującą, że to wspaniała, zagraniczna terapia. Po dwóch latach Michał nie miał na głowie ani kawałka nieuszkodzonej skóry. We wszystkich oknach mieszkania i przedszkola zamontowane były zamki. Bo Michał, przerażony obecnością ludzi - chciał skakać przez okno.
Anka, mała autystyczna Anka miała ogrom szczęścia. Jako pięciolatka trafiła do jednego z najlepszych, polskich ośrodków terapii autyzmu. Anka nie chciała wypełniać poleceń personelu. A to niedopuszczalne! Wobec Anki zastosowano szczególny protokół terapeutyczny. Jego celem było uzyskanie bezwzględnego posłuszeństwa. Anka uwielbiała colę. Dlatego, przez wiele tygodni, dzień w dzień Ankę kładziono twarzą do ziemi. Trójka dorosłych trzymała ją ze wszystkich sił, krzycząc jednocześnie - "Anka! Weź colę". Puszka stała bliziutko. Ance pewnie wydawało się, że na wyciągnięcie ręki. Ale kiedy próbowała tą rękę wyciągnąć - nie mogła. Ktoś ją trzymał, wykręconą na plecy. Po kilku tygodniach zrozumiała, że żadna walka i żadne próby dostania tego, czego potrzebuje nie mają sensu. Poddała się.
https://whyhaventtheydonethatyet.wordpress.com/2018/06/13/on-restraint-and-how-it-is-used-incorrectly/ |
To są wskazówki, materiały pokazujące, jak należy unieruchamiać dzieci. Czy coś ci to przypomina? Myślisz sobie, że skoro obrazki podpisane są po angielsku, to nas to nie dotyczy? Mylisz się. Nasi nauczyciele i specjaliści uczą się od twórców tego podejścia w USA.
Czy coś ci to przypomina?
Kiedy patrzysz na to zdjęcie widzisz być może przemoc wobec dzieci. Kiedy patrzysz na to zdjęcie, być może dociera do ciebie skala przemocy wobec osób autystycznych (czy tylko?) w USA (czy tylko?). Kiedy patrzysz na to zdjęcie, być może czujesz bestialstwo systemu, pozwalającego dręczyć ludzi w biały dzień, w imieniu prawa tylko dlatego, że... no właśnie. Dlaczego? Bo są autystyczni? Bo są niepełnosprawni? Bo zachowują się "podejrzanie"? Bo nauczyciel/specjalista/rodzic/dorosły dał sobie prawo do tego, by łamać dziecko psychicznie i żądać zmiany zachowania? Czujesz to bestialstwo?
Być może go nie czujesz. Zapewne, jak wielu ludzi myślisz, że skoro Ewa rzuciła piórnikiem i zbluzgała nauczycieli, Marek gryzie do krwi, Tomek jest oporny, Michał histeryzuje a Anka jest nieposłuszna, to sobie zasłużyli. Możliwe, że to usprawiedliwia w twoim przekonaniu gorliwość dorosłych. Też tak może być.
Istnieje też prawdopodobieństwo, że taki sposób postępowania wobec dzieci i niepełnosprawnych dorosłych robi na tobie wrażenie. Ale rozumiesz przecież, że są rzeczy ważniejsze, niż dobro jakiegoś tam autystycznego czy niepełnosprawnego dzieciaka.
Rozumiesz?
Serio?
Rozumiesz, co to znaczy żyć w stanie absolutnej, ciągłej, codziennej deprywacji elementarnych potrzeb? Co to znaczy bać się obudzić i bać się zasnąć, bo znów będą dręczyły cię koszmary. Co to znaczy bać się ludzi, którzy ponoć mieli dawać ci wsparcie i poczucie bezpieczeństwa. Co to znaczy wymiotować ze strachu, kiedy masz iść do szkoły. Jak to jest nie wiedzieć, czy ktoś może ci pomóc. Co to znaczy być człowiekiem drugiej, trzeciej, dziesiątej kategorii. Niezależnie od tego, czy przyczyną jest kolor skóry, sprawność intelektualna, czy charakterystyka rozwojowa.
Przejmujacy wpis
OdpowiedzUsuńSamo życie. Tak wygląda szkolna rzeczywistość. To samo spotkało moje dziecko w szkole, niewykwalifikowany nauczyciel wspomagający, który naczytał się jakiś bzdur jak "naprostować" dziecko z autyzmem, pedagog szkolny, te same metody. Mnóstwo materiału do nauki, więcej niż inne "normalne" dzieci, bo za karę, za złe zachowanie..... Kontrakty, ujemne punkty, tylko zakazy. Wymuszanie na nas, rodzicach, żebyśmy karali swoje dziecko. Kary typu: zakaz komputera, zakaz telewizji, zakaz słodyczy nawet zakaz wychodzenia na spacer, a jeżeli już to jak nie ma kolegów, żeby się przewietrzył, ale nie miał z tego żadnej przyjemności. Próbowaliśmy rozmawiać, tłumaczyć "wyspecjalizowanej" kadrze szkolnej, że to nie tędy droga, więc szkoła i rodzice innych dzieci przeprowadzili na nas regularną nagonkę... Mój syn miał wtedy 8 lat, autyzm wysokofunkcjonujący, nie był agresywny, "tylko" krzyczał na lekcji... Chciał skakać przez okno... Zabraliśmy go ze szkoły z dnia na dzień. Udało nam się załatwić mu miejsce w prywatnej szkole tarapeutycznej, gdzie kadra naprawdę jest wyspecjalizowana i gdzie rodzic ma coś do powiedzenia na temat swojego dziecka.
OdpowiedzUsuń