moje świadectwo maturalne |
Kilka dni temu, Profesor Jakub Andrzejczak zamieścił na swoim fanpage znakomity tekst. Jego słowa: "Po latach, Twoje dziecko nie będzie pamiętać, że dostało jedynkę. Bez wątpienia jednak zapamięta Twoje rozczarowanie, złość czy brak wiary" każdy rodzic powinien powiesić sobie nad łóżkiem. Podążając za przykładem Pana Profesora, chciałabym podobnie jak i on, pokazać moje świadectwo. Maturalne. Chciałabym także, aby tym szlakiem podążyli inni dorośli ludzie. Którzy przez lata chowali te swoje paskudne świadectwa, pełne złych ocen w głębokich szufladach. Którzy pomimo to, "wyszli na ludzi", czują się szczęśliwi i spełnieni życiowo. Pan Profesor napisał o sobie: "Przez całą moją edukację byłem „przeciętniakiem”. W siódmej klasie szkoły podstawowej, na moim świadectwie dumnie prezentował się mierny z fizyki".
Świadectwo szkolne Profesora Jakuba Andrzejczaka. Zamieszczone za zgodą właściciela. Źródło: fanpage "Jakub Andrzejczak - rodzicielstwo, dzieciństwo, edukacja." |
Ja nie mogę nawet tego powiedzieć o sobie. Byłam uczennicą wiecznie "zagrożoną", zdającą niejeden egzamin komisyjny w swojej szkolnej karierze, by nie zostać na drugi rok w tej samej klasie. Moi rodzice usłyszeli, że nie nadaję się nawet do szkoły zawodowej. Byli tymi, którzy zawsze musieli zostawać po wywiadówce, by po raz kolejny wysłuchać jak bardzo nienormalne i złe jest ich dziecko. Uważano ich za niewydolnych rodziców, którzy nic nie robią, by ich córka w końcu "zaczęła się uczyć". Przez cały okres mojej edukacji towarzyszył nam wstyd, lęk, często przerażenie.
Dziś, z obecnej perspektywy mogę powiedzieć, że zmarnowałam wiele lat mojego życia. Większości rzeczy, które umiem i potrafię nauczyłam się sama, poza szkołą. Kilka lat po maturze, zdawałam egzamin na Uniwersytet Warszawski. Uzyskałam najwyższy wynik ze wszystkich zdających. Ja, najgorsza uczennica w mojej klasie, wstyd dla rodziców, hańba dla szkół - odbierałam z rąk rektora tzw. "złoty indeks" na uroczystym rozpoczęciu roku akademickiego. W wieku czterdziestu lat, po dziesięcioleciach nieudanych prób, z autentyczną traumą szkolną, pokonałam ostatni bastion swoich edukacyjnych niemożności. Całe życie słyszałam od wielu, bardzo wielu nauczycieli, że nigdy, przenigdy nie nauczę się żadnego języka obcego. Pod moim adresem kierowane były obelgi. Jeszcze na studiach usłyszałam, że tacy kretyni jak ja nie powinni ukończyć szkoły średniej. Kiedy już prawie, prawie uwierzyłam, że "coś ze mną jest nie tak", skoro mimo wysiłku, zaangażowania, wieloletnich cierpień nadal nie jestem w stanie nauczyć się niczego w tym zakresie - odkryłam, że to nie mój mózg jest uszkodzony, lecz metodyka nauczania języków obcych jest kompletnie niekompatybilna z moimi potrzebami edukacyjnymi. W ciągu roku, samodzielnie, przy wsparciu jednego native speakera (dziękuję Ci, Piers) opanowałam zupełnie przyzwoicie język angielski, dodatkowo - w stopniu podstawowym: niemiecki i czeski. Ale co najważniejsze - po raz kolejny przekonałam się, że szkolne oceny i opinie mają naprawdę niewielkie przełożenie na to, co może człowiek.
Nie demolujcie życia dzieciom, czyniąc ich oceny najważniejszym elementem rzeczywistości. Zobaczcie w tych istotach ludzi, z określonymi potrzebami, emocjami i wrażliwością. Zanim pomyślicie o kolejnej karze za sprawdzian, zastanówcie się, co jest naprawdę ważne. Swoją złością zabieracie im radość życia, która jest niezbędna by zbudować zdrową, zrównoważoną osobowość. Swoim rozczarowaniem niszczycie więź między wami, bez której wasze dzieci nie wyrosną na stabilnych i poukładanych ludzi. Karami i krytyką niszczycie, często bezpowrotnie poczucie bezpieczeństwa. Wasz lęk nauczy dzieci, że nikt nie może ich obronić w trudnych chwilach.
Za kilka dni moje dzieci także odbiorą swoje świadectwa. Nie wiem, jakie będą miały oceny. Raczej dobre. Ale w naszej relacji dużo ważniejsze niż oceny jest to, że możemy ze sobą rozmawiać, rozwijać pasje, wrażliwość, spędzać razem czas i uczyć się od siebie nawzajem, lub wspólnie - rożnych, ciekawych rzeczy o świecie. Nie wiem, czy będą mieli "czerwone paski". A nawet, jeżeli tak - nie wstawię ich na Facebooka. I niezależnie od ocen na świadectwie, będziemy świętować koniec kolejnego roku ich edukacji, oraz cieszyć się fantastycznymi tygodniami poza szkołą. Z daleka od Świętej Podstawy Programowej.
Na koniec, chciałabym zachęcić raz jeszcze wszystkich, którzy nie byli wzorowymi uczniami: pokażcie dzieciom, że wasze życie jest wartościowe. Pokażcie swoje świadectwa i dodajcie im siły. Te dzieci nader często są przekonane, że są najgorsze, beznadziejne i nic nie warte.
Dziękuję za tak mądry tekst.
OdpowiedzUsuńBardzo dobry artykuł.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDziękuję za ten tekst. Jest bardzo mi bliski.
OdpowiedzUsuńTeż upubliczniłem swoje świadectwo maturalne. Są tam w większości troje.
Absolutnie żadna ta trója nie przekreśliła moich późniejszych szans i nie przekreśli przyszłych.
To prawda ....ja tez bylam miernym uczniem ...a teraz mam tylul magistra I specjalisty w dziedzinie medycyny 💕 Sila jest w nas tylko trzeba w nia uwierzyc
OdpowiedzUsuńTo najlepszy przykład, że szkoła swoją drogą, a życie swoją. Okazuje się, że ci, którzy byli "słabymi" uczniami doskonale radzą sobie w dorosłym życiu. Sama pracuję w szkole i widzę, co się dzieje. Szkoła kompletnie nie przystaje do potrzeb i zmian, jakie zachodzą w społeczeństwie. Nauczyciel dawno przestał być wszechwiedzącą wyrocznią; powinien raczej wspierać uczniów w rozwoju, w ich dążeniu do poznawania świata. Niestety nauczycielom w większości zależy jednak na tych dobrych ocenach...
OdpowiedzUsuńDlatego wniosek jest jeden- trzeba to wreszcie zmienić, tylko kto się podejmie takiego działania? Myślę, że nie pomogą tutaj żadne instytucje, potrzebna jest oddolna inicjatywa.
Bardzo mądry tekst
OdpowiedzUsuń