Taka refleksja..
Każdy człowiek i mały i duży, od czasu do czasu traci nad sobą kontrolę emocjonalną. Mówimy "poniosło mnie", "poniosły mnie emocje". Skoro mamy takie sformułowania w języku - to niezbicie oznacza, że problem jest powszechny.
Każdy człowiek i mały i duży, od czasu do czasu traci nad sobą kontrolę emocjonalną. Mówimy "poniosło mnie", "poniosły mnie emocje". Skoro mamy takie sformułowania w języku - to niezbicie oznacza, że problem jest powszechny.
Ten problem dotyczy także, lub nawet bardziej - dzieciaków w spektrum autyzmu. Z powodu różnych uwarunkowań rozwojowych na które tu nie ma miejsca, by je wyjaśniać - taka sytuacja może częściej przytrafiać się właśnie im.
Co robi dorosły człowiek, gdy czuje, że zbliża się stan utraty kontroli? Człowiek względnie świadomy, zdrowy psychicznie i emocjonalnie, który nie chce ranić innych ludzi?
Sięga po swój zestaw ratunkowy. Dla jednego będzie to film na Netflix, dla innego spacer, kolejny zrobi sobie kawę, następny pójdzie popływać. Sięgnie po robótki ręczne i wyhaftuje serwetę. Poczyta książkę. Pobiega na bieżni. Zje czekoladę, albo dwie. Pójdzie spać. Cokolwiek, co temu, konkretnemu człowiekowi pomaga obniżyć napięcie.
Bardzo często utrata kontroli pojawia się w sytuacji, gdy nie mamy wpływu i możliwości, by rozwiązać problem leżący u podłoża naszego potencjalnego wybuchu. Bezradność - najtrudniejsze uczucie świata. Wówczas, nasz personalny zestaw ratunkowy pozwala tylko (a może aż) obniżyć napięcie. Nie likwiduje problemu, ale redukuje emocje i pozwala odzyskać nad sobą kontrolę.
W wypadku dzieci ze spektrum autyzmu, z bliżej dla mnie niezrozumiałych powodów - nie sięgamy po zestawy ratunkowe. Żądamy odzyskania kontroli lub przejmujemy kontrolę, często korzystając z ohydnych i niegodnych człowieka strategii. Lub kombinujemy, często wbrew zdrowemu rozsądkowi, jak tu dostosować całe otoczenie do tracącego kontrolę dziecka. Tymczasem - jak to w życiu bywa - niektórych rzeczy zwyczajnie nie da się zmienić. I dziecko ze spektrum, tak samo jak każdy inny człowiek ma prawo poznać swoje zestawy ratunkowe oraz nauczyć się z nich korzystać.
Czy znasz zestaw ratunkowy swojego dziecka? Dziecka, z którym pracujesz? Może jest to batonik czekoladowy. A może szklanka ulubionego soku? A może gra komputerowa? Lub wyjście na spacer? Pobieganie po placu zabaw? Ukochany samochodzik/przytulanka? Zabawa lejącą się wodą z kranu? Machanie patykiem, sznurkiem? Zamykanie i otwieranie drzwi? Pomóż swojemu dziecku poznać proste sposoby na obniżenie napięcia. Nie ignoruj jego emocji, nie oczekuj, że będzie się kontrolować, nie nagradzaj tłumienia emocji. Pomóż odzyskiwać kontrolę i rozpoznawać własny stan emocjonalny.
Dobry artykuł. Tak mi się przypomniało, odnośnie Netflixa: nienawidzę seriali. A zwłaszcza Netflixa właśnie. Wiem, że to głupie, ale z tego powodu przeplakalam trzy wieczory. Dlaczego? Bo zastanawiałam się, co jest ze mną nie tak, że nie jestem w stanie dać namówić się na serial (inny niż kreskówki lub anime lub "The Act" od Hulu), a tym bardziej rozmawiać z kimś o serialach. Dlaczego ogólnie niezbyt lubię filmy o ludziach, a wolę tematyczne, takie jak np. "Life Cycles", "Sezon 2", "Easy Livin'"itp. Dlaczego na" Wholetrain" zdarzyło mi się poplakac ze wzruszenia, a przy próbach oglądania seriali - najwyżej zasnąć. Nie miałam siły już mówić ludziom, że te wszystkie "Czarne lustra" i "Slepnac od świateł" to dla mnie ta sama sieczka, której NIE lubię i za żadną namową nie ogladne. Ciężko jest tłumaczyć ludziom, że kryminały (de facto filmy o policji...) czy filmy pokazujące seks, przemoc, zdrady i fochy są naprawdę dla mnie żadna rozrywka, A"PTR Filmen 2", "Point Break 2" czy "New World Disorder" mogę katowac w kółko cały czas... Bo tam się coś dzieje? Bo jest nastrój, klimacik? Bo nie ma scen erotycznych, zdrad, dziwnych zachowań ludzi? Inność czasem boli. Głównie pod postacią zadawanego samemu sobie pytania: "Co jest z Tobą?!". Czasem się zastanawiam, jak mogę nie lubić tyłu rzeczy lubianych przez normalnych ludzi: seriali, telewizji, gier komputerowych (ok, lubię jedną: Snow), powieści typu romans, kryminałów, fitnessu, zumby, aerobiku, smaku Coli, pijaństwa, alkoholu, wesel, lansu na portalach społecznościowych, noszenia damskich ciuchów (zazwyczaj przynajmniej) itp. itd. Jak mogę zamiast tego lubić filmy tematyczne (czyli takie bez fabuły, np. downhillowe, snowboardowe, deskorolki we, grafficiarskie), treningi takie, jak lubię (przede wszystkim sporty miejskie, sporty akcji itp.), i wiele innych rzeczy. Czasem mam tak dość odpowiadania na pytania typu "Dlaczego...?" ( nie lubisz seriali, nie chcecie mieć dzieci, chcesz papugi a nie psa czy kota, cały czas rysujesz i malujesz prawie to samo, czytasz jedna książkę wiele razy, nie lubisz kryminałów), że mam ochotę przestać na nie odpowiadać, pomimo, że wynikają ze zwykłej ludzkiej ciekawości i chęci zrozumienia. Jeśli zdarza mi się płakać ze smutku, to głównie z poczucia "co jest ze mną nie tak". Niby wiem, że ludzie się różnią, ale nie wiem, dlaczego muszę różnic się aż tak bardzo.
OdpowiedzUsuńRozumiem doskonale. Też tak mam. Tzn oglądam seriale ale takie pode mnie. Zawsze szłam pod prąd, zawsze miałam inne hobby, dziwne zajawki np budowa myśliwców, fizyka kwantowa (a umysł humanistyczny). Nie jara mnie chlanie, ćpanie, palenie trawy. No sztywna jestem 😁 dopiero przy moim dziecku zrozumiałam o co chodzi. 😉 Teraz uważa że lepiej być sobą niż byle kim 🙂 Ściskam Cię mocno.
UsuńPozdrawiam! Nawzajem! :)
UsuńGorzej ze dla mojej nastolatki takim rozładowujacym działaniem jest trzaskanie drzwiami. I zamiana na inną strategię nie działa...
OdpowiedzUsuń