#ZostańWKlatce czyli przemoc w czasie zarazy

Kobieta stoi przed oknem. Na oknie kaktus i przeźroczysta kulka z roślinami w środku. Za oknem zimowy krajobraz. pixabay.com

W świecie pandemii wszystko wygląda inaczej niż zwykle. Słusznie ze wszech miar wprowadzona zasada #ZostańWDomu, wspierana przez tysiące obywateli w mediach społecznościowych, ma jednak swoje czarne tło. Takie, którego nie widzimy na co dzień. Takie, którego nie widzimy tym bardziej dzisiaj, zamknięci w naszych mieszkaniach.

Przemoc domowa w Polsce to problem ogromny. Jak podają policyjne statystyki, w roku 2019 zgłoszonych zostało 88032 ofiar przemocy domowej, w ramach programu "Niebieska Karta". Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że są to wyłącznie sprawy ujawnione. Skali nieujawnionych nie sposób nawet skutecznie oszacować. Te same statystyki* mówią jeszcze o 309 dzieciakach, które zostały "umieszczone w niezagrażającym im miejscu".

Przedpandemiczny czas nie był łatwy dla ofiar przemocy w rodzinie. Mimo licznych działań Rzecznika Praw Obywatelskich, akcji różnych organizacji pozarządowych, pracy Ośrodków Pomocy Społecznej i policji - nie potrafiliśmy sprostać temu wyzwaniu.**

Co się dzieje dzisiaj?

1.
Pan Marek jest mężczyzną w nieokreślonym wieku, uzależnionym od alkoholu. Mieszka z matką, również w nieokreślonym wieku. Oboje są bardzo wyniszczeni, trudno na podstawie wyglądu dociec ich metryki. Jeszcze do niedawna wiedli życie spokojne, chociaż dalekie od tego, co większość ludzi nazwałaby "normą". On zwykle opuszczał mieszkanie we wczesnych godzinach porannych. Tuż po tym, gdy otwierano osiedlowy sklep. Za położonym nieopodal warzywniakiem, głęboko wśród krzewów, stała ławka przeniesiona z pobliskiego parku i kilka krzeseł z śmietnikowych "wystawek". Po zaopatrzeniu się w sklepie, Pan Marek, ze swoimi kumplami zasiadali w tym ustronnym miejscu i do późnych godzin wieczornych prowadzili suto zakrapiane dysputy. Jego matka wychodziła z domu nieco później. Wracała z flaszeczką i pielęgnowała kwiaty na klatce schodowej oraz samodzielnie zrobionej "na dziko" rabatce, przy pobliskim parkingu. Zwykle spotykało się ich uśmiechniętych, radośnie wstawionych i przyjaznych dla siebie oraz świata. Pandemia wywróciła ich życie do góry nogami. Od kilku tygodni siedzą zamknięci w mieszkaniu. Widuje się ich w drodze do sklepu i ze sklepu, a jakże. Jednak kończą swoje codzienne eskapady w zaciszu czterech ścian. Nawet kwiatki na parapetach i rabatce są jakby mniej żywotne i grozi, że zostaną nieujętymi w statystykach ofiarami śmiertelnymi koronawirusa.

Z twarzy Pana Marka i jego matki zniknęły uśmiechy. Każdego dnia w ich mieszkaniu odbywają się karczemne awantury. Zdecydowanie nikt nikomu nie zostaje dłużny.

2.
Pani Hania już w czasach przed epidemią chodziła z siniakami pod oczyma. Z łatwością mogłaby być modelką słynnej reklamy społecznej "Bo zupa była za słona". Jej małżonek również bywał widywany z ranami na twarzy. Rozpaczliwe krzyki ich dwóch małych synków, na oko trzy i pięciolatka znane są całej dzielnicy. Oraz opiece społecznej i policji, którzy byli częstymi gośćmi w tym mieszkaniu. Kiedy ktoś próbował zaproponować pani Hani pomoc słyszał w odpowiedzi dużo, bardzo mało przyjemnych słów na temat tego, żeby zostawić jej życie rodzinne w spokoju. W jej przekonaniu - wszystko było w najlepszym porządku a ustawiczne wtrącanie się sąsiadów i służb to była niezasłużona katorga. Ich synkowie nigdy nie znaleźli się wśród dzieci "umieszczonych w niezagrażającym im miejscu".

Od kilku tygodni z mieszkania pani Hani dochodzą ryki i wrzaski. Już nie od czasu do czasu. Codziennie. Mąż na "postojowym" i całymi dniami rodzina przebywa w swoim towarzystwie. Chłopcy nie chodzą do przedszkola. Czasem można zobaczyć ich w oknie jak wyglądają na świat. Nie wyglądają dobrze. Ośrodek Pomocy Społecznej nie pracuje w tym zakresie. Wizyty domowe wstrzymane. Policja wzywana przez sąsiadów bywa. I tyle.

3.
Pan Radek jest właścicielem dużej firmy. Zajmowali się produkcją gadżetów na rozmaite wydarzenia kulturalne i sportowe. Banery, kubki, koszulki, czapeczki... W związku z pandemią, produkcja stanęła. Nikt już nie organizuje imprez. Nikt nie potrzebuje gadżetów.

Jego żona, Anna potrzebuje spokoju. W czasach przed koronawirusem mąż gwałcił ją tylko kilka razy w miesiącu. Zwykle, gdy jakieś zamówienie nie zostało zrealizowane, klient nie zapłacił, pracownicy się zbiesili. Ania kiedyś, dawno temu próbowała coś zrobić ze swoją sytuacją życiową. Poprosiła o pomoc najbliższą rodzinę. Usłyszała, że ma fanaberie. Wszak mąż nie pije, dziećmi się zajmuje, kasę do domu przynosi. A, że potrzeby ma, jak każdy facet? Zrozumiała, że to z nią jest "coś nie tak". Poszła do seksuologa, ale ten niewiele pomógł. Coś jej opowiadał o prawie do odmowy, zrezygnowała z takiego wsparcia.

Ostatnio była gwałcona niemal każdego dnia. Bo Radek miał "ciężki dzień", bo firma stoi. Kilka dni temu postanowiła zakończyć swoje życie. Do szpitala zabrała ją karetka wypełniona wykończonymi ratownikami. Na izbie przyjęć spotkała wykończony personel. Zeszycie pociętych nadgarstków zlecił lekarz, który od 48 godzin był na dyżurze, bo połowa pracowników siedzi w przymusowej kwarantannie.

------

Historie tego typu można mnożyć. One są realne i są udziałem wielu ludzi. Żadne tarcze antykryzysowe nie uwzględniają dramatów ofiar zamkniętych ze swoimi oprawcami. Żadne działania rządu nie widzą cierpienia zwyczajnych ludzi. Czy coś możemy zrobić? Nie mam odpowiedzi na to pytanie. Powszechna, społeczna izolacja jest ważna. Z drugiej strony mamy to, co opisałam. I własny lęk przed trudnymi momentami, skutecznie odbierający siły by zgłaszać oraz borykać się z reakcjami tak sprawców jak i ofiar przemocy, najczęściej uzależnionych w jakiś sposób od sytuacji będącej ich udziałem.

Co możesz zrobić? 
  1. Nie wahaj się zawiadomić policję - być może uratujesz czyjeś życie; 
  2. Próbuj nawiązać kontakt z lokalnym Ośrodkiem Pomocy Społecznej - być może uratujesz czyjeś życie; 
  3. Zaryzykuj nieprzyjemności ze strony sąsiada/sąsiadki i spytaj, czy nie potrzebują pomocy. Być może uratujesz czyjeś życie; 




http://www.statystyka.policja.pl/st/wybrane-statystyki/przemoc-w-rodzinie
** https://www.rpo.gov.pl/pl/raport_1/364

Komentarze

  1. Problemem jest przemoc oraz niechęć tych kobiet do sięgnięcia po pomoc (część do niej dojrzeje, część nigdy nie sięgnie, niezależnie od empatycznych sąsiadów i wszelkiej pomocy prawnej), a nie kiszenie się w domu z powodu pandemii. To oczywiście może zwiększyć liczbę incydentów, ale pandemia się skończy, a problem zostanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Polsce mało mówi się o osobach współuzależnionych i o mechanizmach jakie temu towarzyszą. Dlaczego nie dają sobie pomóc ofiary przemocy - ponieważ tej przemocy nie widzą są jak koń, który ma klapki na oczach - zapomniały jak wyglądały ich życie wcześniej albo przeniosły ten wzorzec z domu - powielając te schematy. W czasie rozwodu Ofiary zaczynają tracić klapki z oczu - dlatego też zaczynają mówić o przemocy w domu bo ją zaczynają dostrzegać i zdobywają się na odwagę o tym mówić.

      Usuń

Prześlij komentarz