Silniejszy, nie znaczy bardziej męski.



[Opis ilustracji dla osób słabowidzących: młody mężczyzna siedzi na podłodze, pod ścianą. Głowę ma opuszczoną, nogi podciągnięte pod klatkę piersiową, obejmuje je rękami. Ubrany jest w podarte spodnie i buty, bez koszulki. Wygląda na smutnego i samotnego. ]

Chociaż w minionych już wyborach młodzież zawiodła i zamiast urn wybrała w znakomitej większości miły, niedzielny wypoczynek (lub może ciężką pracę, by utrzymać się przy życiu, kto wie...) to przecież właśnie młodzież będzie wpływała coraz bardziej na sytuację w naszym kraju i w Europie. Jak pokazują analizy wyników wyborczych, obecna władza największe poparcie ma w grupie wiekowej 50+. Kiedy jednak przyjrzymy się tendencjom wśród młodych - rzeczywistość zaczyna wyglądać dość przerażająco.

W sposób szczególny o gęsią skórkę przyprawiają tendencje wyborcze wśród młodych mężczyzn. Większość głosujących w tej grupie wybrała ugrupowanie, które promuje antysemityzm, przywrócenie kary śmierci, liberalizację dostępu do broni, ograniczenie imigracji. Ugrupowanie, które otwiera swój wieczór wyborczy okrzykiem "Czołem Wielkiej Polsce" i wyrykuje hasła o zatrzymaniu „tęczowego pochodu” i „tęczowej zarazy”. Zapowiada, że jeśli jesienią do Sejmu wejdą przedstawiciele Wiosny, to "ręcznie wytłumaczą im", że nie można obrażać Polaków i ich wiary. Ugrupowanie dążące do całkowitego zakazu aborcji, nawet w sytuacji gwałtu. Promujące wizję rodziny, w której o prawach dziecka decyduje tylko i wyłącznie rodzic. Którego jednym z liderów jest człowiek postulujący odebranie praw wyborczych kobietom.

Jeżeli prawdą jest, jak pisze dziś wielu analityków, że przyczyną wyborów młodych mężczyzn jest frustracja i poczucie braku możliwości realizowania się na niwie związków i relacji, wygląda na to, że o jakości naszej sceny politycznej decyduje w istotnej mierze penis w niemożliwej do zaspokojenia erekcji. Raport przygotowany przez National Opinion Research Center pokazuje, że aż 23% młodych ludzi w USA nie uprawia seksu. Sondaż Gazety Wyborczej ujawnia, że prawie 50% młodych polskich mężczyzn jest samotnych - i sfrustrowanych. Ich młode rówieśniczki są zainteresowane facetami starszymi od siebie, wykształconymi, z dobrą sytuacją finansową i zawodową. Gorzej - polskie dziewczyny nie tylko nie chcą z nimi wchodzić w stałe relacje, ale nie uznają także w większości seksu bez zobowiązań. Frustracja narasta, bo co w tej sytuacji ma do zaproponowania przeciętny dwudziestolatek? Może spróbować, niczym jego koledzy z międzywojennych Niemiec, ubrać się w coś na wzór munduru (wszak wiadomo - militaria powinny kojarzyć się z siłą i męskością) prężyć dumnie pierś, głosić mocne hasła, stawać w obronie wyobrażonej, lękliwej i słabej damy i zapewniać, że stanie się silną głową silnej rodziny, w której jego wymarzona Ona nie będzie musiała się o nic troszczyć. Najwyraźniej jednak słabo to działa na dziewczyny, które przecież w znakomitej większości wybrały wartości liberalne, proeuropejskie, nastawione na budowanie pokojowych relacji, dążące do bezpieczeństwa klimatycznego i zrównoważonego rozwoju Europy, akceptacji dla mniejszości i różnorodności społecznej. Takiej dziewczynie nie zaimponuje karykatura ułana z szabelką agresywnych haseł przy pasie. Stąd już prosta droga do pomysłu, że skoro tak, skoro takie są te dziewczyny, to trzeba zmienić społeczeństwo. Zakazać emancypacji, walczyć z liberalizmem, odebrać prawa dzieciom, kobietom i grupom mniejszościowym. Wziąć siłą to, czego nie da się uzyskać po (szczególnie wszak rozumianej) dobroci.

Mam trzy córki. Nie mam syna i nie wiem, czy potrafiłabym wychować chłopaka. Wiem, że wychowuję dziewczyny na kobiety silne, mające poczucie własnej wartości, zdolne do podejmowania niezależnych decyzji w zgodzie ze swoimi przekonaniami. Potrafiące popełniać błędy i je naprawiać. Mające własne zdanie, poszukujące i ciekawe świata. I nagle uświadamiam sobie, że najwyraźniej wychowuję zagrożenie dla współczesnego chłopaka, a co za tym idzie, jak się okazuje - zagrożenie dla naszego społeczeństwa... Nie. Nie zgadzam się na taki ogląd sytuacji. Nie podoba mi się wizja powrotu do wychowywania dziewcząt na uległe, podążające za samcem alfa istoty. Skłonne spełniać zachcianki swojego pana i władcy i czekające, aż jego łaskawe spojrzenie wybierze właśnie je na tę swoją, jedyną, wymarzoną, która, gdy przestanie spełniać oczekiwania, z łatwością wymieniona zostanie na inny, lepszy model. Pozostaje jednak pytanie: czy w związku z tym nie popełniliśmy jako społeczeństwo poważnego błędu w wychowaniu chłopców? A jeżeli tak, to gdzie ów błąd tkwi? A może podstawowym błędem jest w ogóle bezkrytyczne i bezmyślne wychowanie do ról płciowych? Emancypacja kobiet i liberalizacja życia społecznego jest faktem, na który najwyraźniej nie jesteśmy przygotowani, z którym nie wiemy, co zrobić. Który usiłujemy z niezwykłym wręcz uporem łączyć z tradycyjną wizją wspólnoty opartej o podstawowe komórki społeczne, w której zamiast rozszerzać katalog akceptowalnych zachowań w relacjach międzyludzkich, próbujemy regulacjami, normami, powołując się na „wartości” przywracać "naturalny stan rzeczy", zapominając, że gdy w jakimś obszarze rozwój już nastąpił, nie ma możliwości cofnięcia tego procesu.

Jak wychować chłopca, by mógł czuć się silny, potrzebny i wartościowy w świecie w którym tradycyjny podział ról odchodzi do lamusa? Jak pomóc chłopakom żyć szczęśliwie, spełniać się i budować zdrowe, oparte na partnerstwie relacje? Jak zapobiec katastrofie cywilizacyjnej, u której progu stoimy?

Nie mam odpowiedzi na te pytania. Jedyne, co przychodzi mi do głowy, to wychowanie do przyjaźni i świadomości własnych potrzeb, a nie męskości, romantyczności i hierarchiczności w relacjach. Zastanawiam się, jak wielu spośród chłopaków, którzy wczoraj oddali głos na męskich ekstremistów i kobiety zgadzające się być mężczyźnie podległymi, miałoby odwagę przyznać się, że u podłoża ich wyboru leży frustracja niespełnieniem seksualnym i relacyjnym. Tymczasem, jak w każdej kwestii dotyczącej ludzkich wyborów życiowych - dopiero świadomość własnej sytuacji pozwala odnaleźć zdrową drogę wyjścia z impasu. Oczywiście, bez wysiłku to niemożliwe. Bez wsparcia także. Jeżeli tego wsparcia nie udzielą najbliżsi, zawsze znajdzie się radykalna organizacja, która przytuli sfrustrowanego człowieka, da poczucie wspólnoty, jedności celów i narzędzia do walki.

Rodzicu chłopaka. Naucz go być przede wszystkim przyjacielem. Nie wpajaj w niego wizji rycerza na białym koniu. Nie przekonuj o wielkiej wartości płynącej z męskości. Nie ucz, że cokolwiek w życiu mu się należy. Naucz dostrzegać własne potrzeby, zdrowo je identyfikować i zgłaszać. Nie pozwól, by walczył o nie, bo rozciągnie tę walkę na nieoczekiwane dla ciebie pola. Wychowuj nie do bycia twardym, lecz bycia wrażliwym i ciekawym drugiego człowieka.

Rodzicu dziewczyny. Zwróć uwagę, czy Twoja córka potrafi doceniać innych ludzi i budować zrównoważone i partnerskie relacje. Badania pokazują, że większość młodych kobiet szuka relacji, w których druga osoba będzie "powyżej". Pokaż swojej córce, że może dostrzegać w drugim człowieku wartości inne niż uroda, wykształcenie i pieniądze, że może być przede wszystkim przyjaciółką, a nie księżniczką w wysokiej wieży, pod którą ustawia się grzecznie sznureczek kandydatów do ręki.

Być m
oże, jeżeli podejmiemy takie wyzwania wychowawcze, uda nam się jeszcze coś z tej cywilizacji uratować... I być może będziemy zdolni pójść krok dalej: ku zapomnieniu o wychowywaniu chłopca i dziewczynki, na rzecz wychowywania... człowieka. Póki co jednak, na pewno nie jesteśmy jeszcze na to gotowi.

Komentarze

  1. Tradycyjny model jest przystosowany do tradycyjnego społeczeństwa gdzie przeżycie w pojedynkę było praktycznie niemożliwe. Na szczęście od kilkudziesięciu lat nasza cywilizacja dojechała do stacji "bezpieczniej" gdzie pojedyncza jednostka może bez większych problemów przeżyć nawet całe życie bez konieczności szukania ochrony w rodzinie czy grupie. To ogromny skok cywilizacyjny, z którym nie mogą sobie poradzić nasze systemy wartości i nasze umysły. Do dziś nie wiemy jak to ugryźć i które wartości mają jeszcze zastosowanie a które należy odłożyć na półkę historii.

    Analizująć frustrację mężczyzn nie można pomijać czynnika biologicznego. W toku ewolucji znakomita część ssaków (w tym my) została ukształtowana tak, że to samiec się stara a samica wybiera. To jest niezaprzeczalny fakt biologiczny. W związku z tym niektórym samcom idzie lepiej i mają więcej potomstwa a niektórym gorzej i nie mają żadnej możliwości zaspokojenia swoich potrzeb. Tak działa natura, której wcale przecież nie zależy na szczęśliwości wszystkich osobników, wręcz przeciwnie, naturalna jest ciągła walka o zasoby.

    My jednak zaburzamy działanie natury w imię budowy cywilizowanego świata. Opiekujemy się chorymi jednostkami, które inaczej by umarły. Niektórzy jemy rośliny zamiast mięsa aby nie powodować niepotrzebnego cierpienia. Niestety w przypadku frustracji brakiem zaspokojenia seksualnego zderzamy się z problemem, gdzie próba zagwarantowania dobra dla jednej strony oznacza cierpienie dla drugiej.

    Co z tym zrobić? To skomplikowany problem. Moim zdaniem należy najpierw odczarować naturę problemów, pozbyć się interpretacji, że jest to coś złego. W naturze nic nie jest złe za to wiele rzeczy jest głodne [*]. Próba piętnowania chłopaków za ich naturalne popędy jest jak próba piętnowania leworęcznych i nawracania ich na właściwą rękę. Na szczęście dziś już nikt tak nie robi (mam nadzieję).

    Tak więc powinniśmy edukować ludzi, że niektóre nasze zachowania są uwarunkowane naturalnie a naszym zadaniem jest próbować się wznieść ponad nasze popędy i zaspokoić je tak, aby nie czyniły nikomu krzywdy. Jeśli usuniemy z dyskusji wzajemne oskarżenia to mamy o wiele większą szansę, że ktoś w końcu wpadnie na dobre rozwiązanie problemu.

    [*] Cytat z dwunastego Doktora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkowicie się zgadzam, że wzajemne oskarżenia nigdzie nas nie zaprowadzą (a na pewno nie w fajne, dobre miejsca). Również, jestem zwolenniczką edukacji, ale... bardzo mnie boli, że ta edukacja jest bardzo niepozorna, w obliczu skali przyzwolenia na przemoc. Ludzi, którzy są gotowi jednoznacznie mówić o tym, że każda przemoc (także ta w dyskursie społecznym) to zło - nie ma wielu. Za to osób skłonnych bić dzieci - bardzo dużo (około 70% polskiego społeczeństwa). Może wydawać się to bez związku, ale ów związek istnieje. Jeżeli uznajemy prawo do przemocy wobec najbardziej bezbronnych - jakim jesteśmy społeczeństwem? I czy stać nas na przyjmowanie edukacji, która mówi, że "naszym zadaniem jest próbować się wznieść ponad nasze popędy i zaspokoić je tak, aby nie czyniły nikomu krzywdy"....

      Usuń
  2. Natura naturą. Trudno mówić o całej przyrodzie. Każdy organizm chce przeżyć i przekazać geny dalej. Niekoniecznie musi walczyć z innymi, niektóre przeżywają dzięki życiu w stadzie. Niektóre zwierzęta nawet opiekują się potomstwem i bronią słabszych osobników. Czasem to jest kwestia niszy czy odpowiedniego przystosowania. A najlepiej przystosowane są karaluchy, przegrywają chyba tylko z niesporczakami. Ludzie są za to najbardziej inteligentni, a jednocześnie zdolni do największej głupoty np. gnębienie przedstawicieli własnego gatunku dlatego, że są trochę inni występuje chyba tylko u ludzi. Biologicznie rzecz biorąc np. geje nie powinni być atakowani przez "silnych samców", bo na pewno nie odbiorą im samic.
    Joanna, sposób ujęcia tego od męskiej strony jest ciekawy. Tylko ciekawe czy mężczyźni też tak to widzą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja myślę, że ludzie niechętnie wchodzą teraz w związku. Seks mamy na wyciągnięcie ręki. Przecież w sieci nie brakuje anosnów, z których chętnie się korzysta.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz