Kochaj bliźniego swego



#czarnypiątek

Od kilkunastu lat pracuję z osobami ze spektrum autyzmu, nietypowym rozwojem warunkowanym genetycznie, z uszkodzeniami okołoporodowymi, problemami spowodowanymi patogenami w ciąży (toksoplazmoza, embrionopatia poróżyczkowa i.in.). Wiele z nich, to osoby niepełnosprawne, wg ustawodawców - z nieodwracalnymi uszkodzeniami. Nie lubię takich określeń. Wszystkie te osoby, to wspaniali ludzie, którzy ogromnie dużo przeszli w swoim życiu. Tak wiele, że typowemu człowiekowi po prostu ciężko to sobie wyobrazić. Wszystkie te osoby mają wspaniałych Rodziców, którzy dają im miłość i próbują pomóc, by życie było łatwiejsze.

Miałam również możliwość pracować w życiu z dziećmi z wadami letalnymi, w stanach terminalnych. Doświadczyłam również kontaktu z małymi pensjonariuszami Domów Pomocy Społecznej dla dzieci niepełnosprawnych. Opatrywałam odleżyny, myłam dzieci z odchodów, bo ustawodawca przewidział dla nich limit pieluch, uderzający w elementarną, ludzką godność. Zabrałam na spacer dziewczynkę, która miała 11 lat i był to jej pierwszy w życiu spacer. Wcześniej opuszczała kojec tylko na badania lekarskie. Nauczyłam 13 letniego chłopca jeść łyżką, mimo strasznego porażenia czterokończynowego. Nie zapomnę do końca życia jego ogromnej radości, że może to zrobić sam i łez przerażenia, kiedy łyżka została mu brutalnie wydarta z ręki z krzykiem „bo kto będzie po nim sprzątał”. Pozwoliłam się wypłakać nastolatce, niepełnosprawnej intelektualnie, która opowiadała mi, jak jest gwałcona przez niepełnosprawnych chłopców, również mieszkańców tego samego domu opieki. Nikt wcześniej jej nie uwierzył, bo przecież - „upośledzona i konfabuluje”. Nie docierało do nikogo, że ta dziewczynka nie miała żadnych możliwości, żeby poznać rzeczy o których opowiadała inaczej, niż w bezpośrednim doświadczeniu. Poznałam młode, niepełnosprawne kobiety, które wychowując się w domu opieki… zaszły w ciążę. Nikt nie wie, kiedy i jak, ale na pytanie, czy w takim razie to niepokalane poczęcie - wszyscy wydymają policzki. Kobiety, tulące swoje ciężko niepełnosprawne dzieci, które są im odbierane i zawożone na oddział „leżący”. I inne młode, niepełnosprawne kobiety, które wyglądają na 60 lat, wyniszczone, otumanione tonami leków, kiwające się na ławeczkach w parku przy domu opieki i zrywające się z miejsca za każdym razem, gdy przechodzi opiekunka z dzieckiem w wózku. Z okrzykiem „pani, daj pogłaskać dzidziusia”. Nieważne, że „dzidziuś” ma kilkanaście lat, ale jeździ w wózku… Widziałam nastoletniego chłopaka z achondroplazją, niepełnosprawnego intelektualnie, który ssał palec na balkonie, zalewał się łzami i powtarzał w kółko „mama, mama” - ostatni raz widział ją wiele lat wcześniej, mimo, że co jakiś czas dzwoni i obiecuje, że przyjedzie. Kiedyś.

Nikt nie zrozumie dramatu tych ludzi i ich Rodziców. Nikt, kto tego na własne oczy nie zobaczył i nie przeżył. Nikt nie wie, czym jest radość rodzica, który budzi się rano i widzi, że jego dziecko nadal żyje - kto tego lęku nie przeżył. Nikt nie wie, czym jest ciąża z gwałtu, kto tej ciąży nie przechodził. Nikt nie wie, czym jest oczekiwanie upragnionego dziecka i rozpacz, gdy kolejny cykl przemija, jak wcześniejszy.

Nie rozwiążemy wszystkich problemów tego świata. Możemy pomagać innym, jak tylko się da, na ile leży to w naszych, osobistych możliwościach. Ale nie odbierajmy ludziom prawa do wyboru. Nie mówmy o heroizmie dwunastolatki rodzącej dziecko…

Albo - jak wytłumaczyć niepełnosprawnej intelektualnie dziewczynce gwałt? Jak wytłumaczyć niepełnosprawnej dziewczynce ciążę z gwałtu? Jak jej wytłumaczyć cierpienie przy poronieniu? Jak jej wytłumaczyć, że za chwilę być może będzie musiała przejść dochodzenie prokuratorskie w takiej sytuacji? Takie sytuacje miały i będą miały miejsce, ale wprowadzanie przepisów, które pozbawiają kobiety prawa do podejmowania decyzji zgodnie ze swoim sumieniem, wiarą, przekonaniami - to odczłowieczenie. Jak wytłumaczyć matce, że nie będzie miała możliwości przeprowadzenia operacji ratującej życie jej dziecku, jeszcze kiedy jest w ciąży, bo istnieje ryzyko, że zabieg się nie powiedzie i dziecko umrze podczas próby naprawy jego uszkodzonego serca? Jak wytłumaczyć rodzicom, że nie będą mieli możliwości oceny rozwoju swojego dziecka w trakcie ciąży, gdy USG wykaże niepokojące zmiany, bo aminopunkcja obciążona jest aż do 1% ryzykiem poronienia… Jak wytłumaczyć w końcu rodzicom, że nie będą mieli szansy na wymarzone dziecko, bo in-vitro, prowadzone zgodnie ze sztuką - to zbrodnia, a to, które dopuszcza prawo - nie ma szans na powodzenie…

Dlatego, drodzy panowie i panie z rządu. Droga pani Godek. Dajcie nam spokój. Pozwólcie ludziom podejmować decyzje zgodne z ich sumieniem. Zapatrzeni w poparcie biskupów, odwróćcie głowy i posłuchajcie waszego wszak papieża, który mówi, że nie wolno praw religijnych sankcjonować na poziomie prawa ludzkiego. Dla praw boskich, w które wierzycie - i macie do tego prawo - chcecie decydować o ludzkim życiu. Matek, ojców, dzieci rodzących się z ciężkimi wadami, zgwałconych dziewczynek i kobiet, ich dzieci, czy nawet o życiu rodzin marzących o potomku… Chrystus, który - jak wierzycie - był synem Boga, na pytanie o najważniejsze przykazanie nie wymienił piątego z dekalogu. Jako najważniejsze wskazał przykazanie miłości, w którym mowa m.in. byście kochali bliźniego swego jak siebie samego. Czy naprawdę, aż tak bardzo nienawidzicie samych siebie? 

Komentarze